DoporučujemeZaložit web nebo e-shop

Z kroniki Dolnej Łomnej

Penzion Rzehaczek
Penzion Rzehaczek

Navštivte naše nové stránky na www.rzehaczek.cz

Z kroniki Dolnej Łomnej - kronikarz Jan Korzenny sen.

Powstanie najstarszej osady łomniańskiej " Ondrasze"
(Wg. opowiadania Józefa Turka, ur. 7.7.1892 w osadzie Ondrasze nr. 30)

Całą dolinę Łomnej pokrywała kiedyś ogromna puszcza. Pierwszym osadnikiem a to na Ondraszach był jakis przybysz ze Słowacji, który się nazywał Ondrej Gryczmar. Był to zbieg, ukrywajacy się przed wymiarem sprawiedliwości. Może to był dezerter wojskowy, albo jakiś przestępca? Nie wiadomo. Ondrej Gryczmar, który dał nazwę pierwszej osadzie w Łomnej, nikomu z póżniejszych mieszkańców Łomnej o tym nie opowiadał. Jedyną towarzyszką jego była młoda dziewczyna, nieślubna żona. Dzieci nie mieli. Postawili sobie drewnianą chatkę pod "Jedlicami" ( na Ondrzaszach) a drugą wśród 4 olbrzymich jodeł między konarami wysoko nad ziemią, gdzie przechowywali siano dla swojej kozy i szukali w zimowej porze ochrony przed zgrajami wilków, wyciągając za sobą drabinę na drzewo. Wykarczowali też koło chałupy kawałeczek puszczy i na tym "wyrąbisku" siali owies i jęczmień. Ziemiaków ne znali. Żywili się głównie mięsem. Okalająca puszcza dostarczała go hojnie a w rzece bylo pełno pstrągów.
Gospodarowali tak rok czy dwa. Pewnego razu wybrali się urzędnicy ze zamku cieszyńskiego na Skałkę, aby przeglądnąć tamtejsze lasy. Wybrali sie konno. Zobaczyli jakiś dym i ogień w dolinie Łomnej i zdjęci ciekawością zjechali w dół. Jakże się zdziwili, kiedy spostrzegli drewnianą chatkę samotnego osadnika. Zsiedli z koni, wstąpili do chaty i kazali sobie opowiedzieć historię Ondreja Gryczmara. Nic przeciwko temu nie mieli, że się tutaj osiedlił, owszem przyobecali mu, że mu poszlą dalszych osadników, aby nie tęsknił i było mu weselej.
Słowa sweg dotrzymali. Niezadługo potem przybyły tu bowiem dwie dalsze rodziny. Byli to Szkanderowie. Brzybyli z bydłem, kozami, owcami, końmi, potrzebnym inwentarzem ( piły, siekiery, oskardy itp) i wybudowali dwie dalsze chaty. Były to dawnejsze nr. 29 i 30 na Ondraszach. Owszem w owych czasach nie dawano chatom numery. Chałupa Szkanderów pod nr. 29 spaliła się w r. 1932 a ta druga chałupa Szkanderów pod nr 30 w roku 1834. Na jej miejscu postawiono w roku 1836 drugą chałupę, ktora stoi do dnia dzisiejszego i obejmuje numery 30 i 31. Szkanderowie z pod nr 29 nie postawili się na starym miejscu, ale matka obecnego Szkandery Józefa z nr 29, potomka pierwszego i najstarszego rodu Łomniańskiego, wybudowała chatę poniżej pogorzeliska. Ojciec Szkandery Józefa z nr. 29 wyemigrował po drugiej wojnie światowej do USA i zmarł tam w r. 1960 jako pensionowany górnik Bronsville w Pensylwanii. Ci to Szkanderowie z nr.29 wozili w ubiegłym stuleciu parą koni lucinę z Turczeka na Słowaczyżnie do Witkowic i dlatego otrzymali przezwisko "Turczok".

Mostorzónka nr. 41Lecz wróćmy do pierwszych dwóch Szkanderów na Ondraszach. Obaj byli bardzo dobrymi gospodarzami, żyli w przykładnej zgodzie i gospodarowali wspólnie, trudniąc się przedewszystkim sałasznictwem. Pastwiska sałasznicze ciągnęły się po wykarczowaniu i wypaleniu lasów aż na Skałkę. pozostałość z tych czasów jest Wielka Łąka (Wiszczorzónka). Pod Skałką na Ondraszach jedno miejsce do dnia dzisiejszego zwie się " Na koszory" a drugie "Milirzyska", ponieważ trzeba było wypalać dla zamku cieszyńskiego wegiel drzewny, czym trudnił się jeden z Szkanderów, podczas gdy drugi zasłynął z hodowli pszczół (Zapszczelnik).
Na zaproszenie pierwszych Szkanderów z Ondraszy przybyli do Łomnej dwaj dalsi osadnicy, znowu Szkanderowie, z których jeden osadził się na "Matysach" (obecnie nr.35) a drugi na "Mostorzónce" (obecnie nr37). ten ostatni z powodu swego zatrudnienia jako tkacz otrzymał przezwisko "Tokacz", które do dnia dzisiejszego się utrzymało.
Jakież marne i liche były te pierwsze chaty. Były to "kurloki" z glinianą podłogą a np. środkiem chaty pod nr. 30 prowadził potoczek. Aby w zimowej porze woda nie zamrzła i nie trzeba było po nią brnąć daleko w śniegu. Wilki chadrywały groźnymi grmadami, wdzierały się chciwymi pyskami pod przycieże cht a gospodarze broniły się przed nimi widłami, siekierami i tym, co mieli pod ręką.

Mostorzonka nr. 39Później przyszli na Matysy Kluzowie, którzy przywędrowali tutaj z Annaberku. Na Mostorzónce osiedlili się Mrózek i Szotkowski, pochodzący z Polski.
Co się stało z pierwszym osadnkiem, Słowakiem - Andrejem Gryczmarem? Między nim a resztą osadników wzrosła nienawiść i nieustępliwość a kiedy pewnego razu Gryczmar wraz ze swoją żoną powrócili z Jabłonkowa, zastali na miejscu, gdzie stała ich chata tylko popioły i zgliszcza. opuścili więc niegościnne strony i odeszli, niewiadomo dokąd. Ich polem podzielili się Ondraszanie.
Wnuk pierwszego Szkandery spod obecnego nr. 30, przezwiskiem "Karówczok" miał jednego syna i 4 córki. Wówczas u w roku 1834 spaliła się jego chata. Szwagier" Karówczoka" sprowadził z Bocanowic niedokończonąchałupę. którą kupił korzystnie i postawił ją na pogorzelisku. Było to w r. 1836 i ta chałupa stoi do dnia dziejszego. Wszelako szwagier, Karówczoka" nie doczekał się żadnego podziękowania i musiał się z pod nr 30 wynieść i wogóle Ondrasze opuścić, bowiem całą ojcowiznę odziedziczył syn jedynak"Karówczoka", który był milaczkiem ojca i dziadka i bardzo rozpieszczony. Nie dbał on o gospodarstwo, złachował sie i stał się nalogowym pijakiem. Po 10 latach kiepskiej gospodarki nie mógł już długów unieść i był zmuszony sprzedać połowę gruntu swej siostrze, ktora wyszła za mąż za Ligockiego, przybyłego z Polski, drugą zaś połowę sprzedał kierownikowi Fr. Raszkowi z Dolnej Łomnej.
Wsponiany Raszka sprzedał tę połowę nr. 30 na Ondraszach starkowi Józefa Turka a to Szkanderowi z Matysów za sumę 2 700 reńskich, zabezpieczając sobie na tej połówce wymowę, na której przebywał 45 lat. ( U Turka)
Ojciec Józefa Turka, pochodzący z Mstw przy Jabłonkowie ożenił się z córką Szkandery, właśnie tego, który kupił grunt od kier. Raszki. Tak Turkowie osiedlili się na Ondraszach. W rodzinie turków utrzymało si podanie, ze nazwisko Turek dali wybrańcy wałescy z mosteckich szańców 17 lat staremu chłopcu, którego znaleźli i wychowali.

 


Łomna Dolna - ZatokaJak powstała "Zatoka"

Rzeka Łomna szła kiedyś poza piłą i Szkanderą nr.26 pod brzegami, na których stoją obecnie weekndy. W miejscu, gdzie kiedyś mieszkali Sztefkowie, wybudował sobie chatę Matusz Grzegorzec a ponieważ rzeka mu ciągle wyrządzała szkody, pozwał na brugadę sąsiadów, naścinał drzewa, porobił gacioki i poniżej szkoły obrócił bieg rzeki, która płynie obecnie pod Nowiną. Z powodu obrócenia biegu rzeki w inną stronę było trzeba później wybudować 2 mosty. Stąd powstały nazwy miejscowe do Matuszków i Zatoka (zatoczyć wodę).


 


imageKamienite

Kamienite, najwyżej położone gorskie osiedle w Dolnej Łomnej ma obecnie 12 drewniannych chat z 16 rodzinami. Osada ta na wysokości około 800 m n.p.m. jest wystawiona na działanie południowego słońca i dlatego sucha. Duzo tu słońca, dużo kamieni a tylko jedno małe źródło, które zasycha wśród upałów letnich. Potrzebną wodę dla ludzi i zwierząt domowych trzeba wozić z połnocnego stoku siodła należacego do gminy Koszarzyska. Kamieniciorze mają swe pola, razem 80 ha, po wiekszej części w Dolnej Łomnej a tylko mała częsć pól leży w Koszarzyskach. Dostęp do Kamienitego jest trudny a Komieniciorze tylko w najpotrzebniejszych wypadkach schodzą w dolinę Łomnej lub do miasta Jabłonkowa po zakupy.

imageKamienite było kiedyś 2 razy większe niż obecnie. Należalo do wielkiej pasterskiej polany szałaszniczej. W roku 1847 odebrała komora cieszyńska Kamieniciorzom połowe sałasza, który sięgał aż do rzeki Łomnej w dolinę a na przeciwległej stronie po szczyt Babiego Wierzchu Kałużnego.
Pierwszi osadnicy przyszli z Nawsia. Jak już wspomniano, brak w osadzie wody. Pozatem nie ma Kamienite ani światła elektrycznego ani połączenia telefonicznego i jest częściowo odcięte od świata. Ludność żyje wstrzęmięźliwie, bo brak gospody.. Zato jest tu świetlica o od roku 1934 polska szkoła ludowa, którą sobie Kamieniciorze z pomocą macierzy szkolnej sami wystawili. Od roku 1958 otrzyma Kamienity rezerwuar wodny.
A na koniec, niechaj to roześmiane dziecko zamroczonego kochanka Sławicza i słonecznej Kozubowej zostanie po wszystkie czasym Kamienitem - jako symbol uporczywego boju ludu górskiego z nieprzyjazną przyrodą o chleb powszechni, dosłownie spod kamanieni wydobywany.

 


PrzelaczPrzelacz - ukryta przełęcz beskidzka

Skalisty grzbiet Wielkiego Połomia opada w kierunku zachodnim gwałtownie do Klina, małego siodła górskiego na granicy Ślaska i Słowacji. Stoimy na dziale wodnym dwu zlewisk : Morza Czarnego i Morza Bałtyckiego. Stąd to w południową stronę toczą się wody Czarnego Potoka przepiekną odludną dolinę do Kisucy na Słowacji, zaś z północnego stoku spływa chyża Przelacz w dolinę Łomnej.
Dolina Przelaczy z pogranicznym Klinem - to stare przejście górskie ze Śląska na Słowację i odwrotnie. Nazwa Przelacz, jak zresztą łatwo się domyślić, oznacza przełęcz. Kto w ubiegłych stuleciach obawiał sie przejścia Przełęczą Jabłonkowską, bronioną potężnymi szańcami mosteckimi, trwale znajdującymi się pod czujną kontrolą załogi wojskowej, chodził Przelaczą. Tędy ciagnęły watahy zbójeckie Janosika, Ondraszka, Targoligo i innych, tędy przeszły w roku rewolucyjnym 1848 oddziały wojsk węgierskich prowadzone przez przewodnika Kluza z przydomkiem "Klapka" z Przelaczy i wpadły niespodziewanie na tyły wojsk austriackich. Bezkarnie grasowały tutaj bandy przemytników, chociaż u wylotu doliny miała swą siedzibę w "Starej Karczmie" straż pograniczna.

Dolna PrzelaczPrzelacz była na początku 18-tego wieku pustą, dziką i trudno dostępną doliną. Po zakończeniu wojen napoleońskichw roku 1815 osadzał rząd austriacki na Przelaczy przymusowo dezerterów wojskowych, którzy nie mieli ochoty przelewać krwi za cudzą sprawę. Ciężko szło karczowanie głebokiej puszczy i niejeden z nowych osadników miłujacych wolność i włóczęgowstwo uciekał na Węgry. Natomiast ci, którzy pozostali, rozpoczęli z uporem wydzierać chleb kamienistej glebie.
Dziś stoi na Przelaczy 38 drewniannych chat zamieszkałych przez zahartowanych w pracy leśnej i na roli uczciwy lud góralski. Trudni się rolnictwem, zwłaszcza rentowną hodowlą bydła, pracą w lesie a ostatnio wielu pracuje w hucie.

Górna PrzelaczGorzej było w okresie bezrobocia podczas kryzysu. Przelaczanie pamietają jeszcze jasnowłosą Helenkę Kwaczek ze starego kurloka nr. 13, która w 12. roku życia stała się ofiarą ustroju kapitalistycznego. Nie znała bucików a tak bardzo lubiła chodzić do szkoły. Żyła w nędzy, odżywiała się tylko ziemiakami. Według orzeczenia lekarskiego zmarła z głodu na skręt kiszek.
Minęły bezpowrotnie te koszmarne czasy. Dziś w tym zapadłym, najodleglejszym zakątku Beskidów, każdy ma pracę. Nie ma tu głodnych jak nieszczęśliwa Helenka. W niskich chatach góralskich jest coraz weselej. I tu zaczyna wschodzić jutrzenka nowego życia. Jego zwiastunem jest również światło elektryczne. Właśnie przeprowadzono eketryfikację Przelaczy. Morze olsniewającego światła napełnia drewnianne chaty góralskie, poszły w ruch motory, które zastępują harówkę człowieka.
Rozpoczyna się nowa era Przelaczy, z nową gospodarką hodowlaną, przynoszącą o wiele większe dochody niż dotychczas. Nie będzie musiał rolnik nosić w koszach nawozu na plecach. Przychodzi mu z pomocą najnowocześniejsza technika.


 

MiąszMiąsz, puszcza cieszyńska

W głebi gmin Dolnej i Górnej Łomnej wznosi się gwiaździsta góra Miąsz. Najstarsi górale, nie dotknięci cywilizacją używali i używają jednosylabowej nazwy Miąsz (np. Józef Martynek, były wójt gminy Górna Łomna, zamieszkały tam w osadzie "Na Łące" pod Miąszym). Miąsz oznacza puszczę, gmatwaninę drzew i zarośli. Inni jak np. najstarszy gajowy w Beskidach, Adam Kaleta, gospodarz Miąszego, wywodzą nazwę tej góry od mniejszy. Łańcuch Połomiów na granicy Słowacji i Śląska to góry wyższe a pod nim, w poprzek doliny Łomnej się zwaliwszy, Miąsz, dla odróżnienia, to góra mniejsza. Faktem jest, że wielka część tutejszej ludności nazywa tę górę " Mionszy". Pozatem w różnych czasopismach, prasie oraz mapach spotykamy się także z nazwami"Menší , Mniší, Mnich". podczas okupacji hitlerowskiej nadali Niemcy tej górze nazwę "Monchsberg"
Tak czy owak jest to bardzo charakterystyczna góra, pokryta odwieczną puszczą. Miąsz jest państwowym rezerwatem i pod ochroną. Obszar rezerwatu wynosi 169, 7 ha. Jest to zatem największy rezerwat na Śląsku Cieszyńskim. Drugi podobny rezerwat leśny, przypominający charakter puszczy, znajduje się w Piosku przy Jabłonkowie. Jest stosunkowo mały, bo obejmuje tylko 16,25 ha. Warto obejrzeć Miąsz. Potężna puszcza i głuche mroki leśne robią przygniatające wrażenie.
Co chwila można spotkać zwalone olbrzymy jodeł lub buków, które nie wolno sprzątnąć. I gniją te kolosy w oparach leśnych a u nich buja nowe pokolenie drzew. Dużo ciekawych zjawisk można obserwować na Miąszu a to nie tylko co do flory, ale i do fauny. Pewien gatunek nocnych motyli można spotkać tylko na Miąszym. Usadził się na Miąszym ryś, którego tu kilkadziesiąt lat nie było. Szczyt Miąszego pokrywa wspaniała polana leśna, ongiś szałas wałaski i góralski. Jak inne sałasze, tak i szałas na Miąszym zaginął i przeszedł na własność Komory Cieszyńskiej.
Na Miąszym poszukiwał lud skarbów. Świadczą o tym żywe teksty i rozkopana część Miąszego, gdzie podług podania ludowego miał skarby ukrywać Ondraszek. 

 


SzanieczkiSzanieczki
(artykuł kronikarza Jana Korzennego w Głosie Ludu, 27.10. 1957, skrócono)

Niedaleko miejsca, gdzie stary, niespożyty mruk Miąsz, w mrokach odwiecznej puszczy drzemiący, opuścił swą górską brać graniczną i usadził się na wymowie w poprzek doliny Średniej Łomnej, w niemym zachwycie rozkoszując się poglądem na południowe zbocza zalotnie w słońcu opalającej sie Kozubowej, dolina Łomnej nagle się zwęża. Ostatni wybieg Kozubowej przechodzi w równe, około 300 metrów długie a przez 100 m szerokie płaskowzgórze, opadające stromymi brzegami do glębokiego koryta, u podnóża srebrzystą pieśnią błyskotliwych fal rozśpiewanej rzeki Łomnej.
Miejsce to, położone w rozwidleniu rzeki Łomnej i potoka Główczyna, wartkim biegiem ze stoków Kozubowej spływającego, zowie się Szanieczkami, miejsce, które panuje nad doliną i drogą, wiodącą z Gornej Łomnej do Jabłonkowa. Złociste łany zboża, poprzeplatane kwiecistymi kobiercami bujnych łąk na tle ciemnozielonych, długimi sznurami biegnacych zagonów ziemniaczannych, śpiewają tu dziś radosną pieśń o ciężkiej, lecz owocnej pracy ludu góralskiego.
Lecz ongiś pochylały się w tę stronę doliny muszkiety czujnych żołnierzy, wybrańców wałaskich, stróżujących w Szanieczkach nad bezpieczeństwem okolicy i dostępem do Jabłonkowa. Same położenie, konieczność obrony i nazwy miejscowe wybitnie świadczą o tym, że szanieczki tu być musiały. A więc do dnia dzisiejszego lud tutejszy nazywa wspomniane pławskowzgórze Szanieczkami, krawędź "Na Wałach" a górkę za szanieczkami " Szaniecznym Wyrchem". Nazwy te przeszły nieodmiennie z pokolenia na pokolenie i są powszechnie używane.
Szanieczki w Łomnej składały się prawdopodobnie z dwóch części: z szańca przedniego w dolinie po lewej stronie drogi i szańca tylnego po prawej stronie drogi "Na Wałach", połóżonego wysoko nad urwiskiem w rozwidleniu Łomnej i Główczyna. Przedni szaniec, po którym pozostały do dnia dziejszego ślady, tworzyły kwadratowe, z gliny usypane wały (ok. 15m x 15m). Według żywych tekstów znaleziono w nim przy rozkopaniu części wałów bagnet.
Wspominamy Szanieczki jako skromną, ale chlubną kartę w historii kraju ojczystego. Mienią się czasy, ludzie i ziemia. Na dzikim, bezpłodnym pustkowiu, gdzie ongiś żołnierz wśród ryku niedźwiedzi i ponurego wycia wilków strzegł wejścia na rubieże śląskie, gospodaruje dziś na kwitnących łanach zapobiegliwy "Szanieczniorz", którego chlubą jest wzorowa pasieka, rozbrzmiewająca harmonijnym brzękiem dziesiątek tysięcy, za słodkim nektarem uganiających, pszczół.


imageNa Firówce

Osada "Firówka" pod Szaniecznym Wyrchym w Dolnej Łomnej wywodzi swą nazwę od dawnego przodka obecnych osadników na Firówce, który w wojsku rakuskim dosłużył się godności "Zugführer" (plutonowy) , co było w tych czasach nie lada sensacją, tym wiecej, że góral beskidzki, będący analfabetą nie cieszył się u władz popularnością.
Na Firówce
 Na zdjęciu Jan Martynek sen. w mundurze armii rakuskiej


Józef Sikora - FojtowianO czercim potoku

Wg opowiadania Jozefa Sikory, gazdy z Fojtowej Łąki, zjechała kiedyś w ubiegłym stuleciu w dolinę Łemnej komisja celem stwierdzenia i zapisania nazw wód według gwary góralskiej. Oprowadzający komisję góral, obeznany dokładnie z rozległym terenem doliny i okalającymi ją górami, podał komisji wiernie wszystkie nazwy wód a więc:
Krzynowski Potok
Jastrzębski Potok
Podkamienicki Potok
Główczyn
Tacinki
Łacznów
Opolony
Upłaz (Grygierka)
Jelitów
Burków
Nazwy częściowo równo brzmią z nazwami gór, z których wymienione wody biorą swój początek. Komisja podane nazwy pilnie zapisywała a na koniec postawiła pytanie:
- "No a jak sie nazywa ten pierwszy potok, który pod Kiszmolem wpada do Łomnej?" -
Góral nie wiedział, bo nikt zresztą o tym nie wiedział. Namyśla się a wreszcie palnie:
-" A czerci go wiedzą"
Bezradna w perwszej chwili komisja po krótkiej debacie wpisała do akt: "Czerci Potok" i taka nazwa pozostała potokowi do dnia dzisiejszego, zaś  lesista, ponura dolina, którą Czerci Potok toczy swe ciemne wody z Murzynkowego Wyrchu do rzeki Łomnej, jako jej pierwszy dopływ, otrzymała trafną nazwę "Do Czercioka", czyli do piekła.
Jest to bowiem naprawdę posępna , czarna, lecz czarem dzikiego pustkowia urzekająca dolina w ostatnim zakątku "Wrch Łomnej"

 


Górna Łomna - szkoła Biały DomBiały Dom na Sałajce

Kiedy radny gminny Jan Kohut z Przelaczy wracał 1 grudnia 1887 roku z Jabłonkowa do Wrch Łomnej, zauważył, że z szędziołowego dachu nowej, bo wybudowanej w r. 1883 kosztem 3 000 reńskich, drewniannej szkoły na Sałajce wydobywają się chmary dymu i języki ognia. Była właśnie 6 godzina wieczorem. Jan Kohut zaalarmował natychmiast mieszkańców szkoły, gdzie w tym czasie odbywała się próba orkiestry dętej po batutą pierwszego na Sałajce nauczyciela Ferdynanda Rzehaczka. Pożar, samotnie na pustkowiu stojącej szkoły, wobec braku sikawki i najprymitywniejszego sprzętu strażackiego, ugasić nie zdołano. Szkoła spaliła się doszczętnie a z nią cały inwentarz szkolny oraz mnienie ubogiego nauczyciela. Wiedeńskie towarzystwo asekuracyjne wypłaciło pełne ubezpieczenie 1 402 reńskich a nauczycielowi, który wobec braku mieszkania przesiedlił się do szkoły na "Rzece" w Łomnej Dolnej, 400 reńskich.Gorna Lomna - gospoda
Ale już w następnym roku przystąpili uparci Wrch-Łomnianie do budowy nowej, tym razem murowanej szkoły, którą pod kierownictwem Pawła Stańka z Trzycieża wybudowali we własnej reżii na starym pogorzelisku w krótkim czasie kosztem  8 000 reńskich.
Wrch-Łomnianie nie posiadali się z radości. To coś już znaczyło.  Pamiętny rok 1888: pierwszy murowany budynek w Łomnej Górnej, przez górali dumnie przezwany "Białym Domem". Nastał koniec wszelkich niedomagań szkolnych ciążących na góralskiej ludności. 
Do roku 1870 uczęszczały bowiem dzieci z Wrch-Łomnej i Przelaczy do jednoklasowej szkoły ludowej na "Matyszczynej Łące w Łomnej Dolnej, wspólnej dla wszystkich dzieci w Łomnej. Obowiązkowi szkolnemu podlegało wówczas w Łomnej około 220 dzieci. Ale zaledwie znikoma cząstka z tej liczby a to jeszcze bardzo nieregularnie, uczęszczała do szkoły. Jakże też inaczej być mogło! Dalekie i w opłakanym stanie znajdujące się drogi, brak mostów nad rzeką Łomną, używanie dzieci do prac domowych, rolnych i pasterskich a wreszcie niedostateczna odzież były powodem, że przygniatająca większość dzieci z Górnej Łomnej wogóle do szkoły na "Matyszczynej Łące" nie uczęszczała.Szkoła w Dolnej Łomnej Na Matyszczynej Łące (Pod Smołkowem)
Pierwszy nauczyciel na Sałajce w Górnej Łomnej w swym pamietniku wspomina, że miał niemałe kłopoty ze swymi wychowankami: "Od wczesnej wiosny do późnej jesieni przychodziły małe dzikuski o jednolitym wyglądzie do szkoły, boso, z długimi niestrzyżonymi włosami na ramionach a ubrane w grube, poniżej kolan siegające koszule płócienne tak, że naprawdę trudno było rozróżnić chłopca od dziewczynki."
Juz w r. 1870 zerwali Wrch-Łomnianie z Dolnołomnianami i umieścili swą pierwszą szkołę na własnym terenie w starym drewniannym budynku, ktory służył pierwotnie jako obora do ustajena wołów, później była tam placówka straży granicznej (szmugiel na węgierskiej stronie opłacał się sowicie) a po wybudowaniu nowej drewniannej szkoły w roku 1883 przeistoczono budynek na karczmę, bardzo dobrze prosperującą. Górna Łomna - szkoła "Biały Dom"
W tej szkole uczył niekwalifikowany nauczyciel Paweł Ramsza, młody człowiek tutejszego pochodzenia, który byl równocześnie szewcem, stolarzem itp. Budynek ten ze swą pstrą i burzliwą przeszłością, oznaczony nr. 43 w Górnej Łomnej, znany mieszkańcom gminy pod nazwą "Stara Karczma" został podczas ostatniej wojny na rozkaz władz okupacyjnych zdemolowany.
Nic zatem dziwnego, że w tych warunkach oświata w naszych górach stała na bardzo niskim stopniu a przygniatająca większość obywateli była analfabetami. Jeszcze po rozdziale gminy Łomnej na Dolną Łomną i Górną Łomną w r. 1900 sytuacja była tego rodzaj, że nawet wójt Jan Kohut, który zresztą był bardzo uczciwym i zaradnym góralem, oraz jego poseł gminny, nie byli obeznani ze sztuką pisania i czytania, wszelako dobrze gospodarowali i nadpodziw dali sobie radę w urzędowaniu.
Tak np. na zwołanie posiedzenia wydziału gminnego służyła "palica fojtowska", która kołowała wsród ojców gminy od reki do ręki i w ciągu jednego dnia po pokonaniu wielkich przestrzeni musiała być spowrotem u "fojta" jako bezpieczny dowód uwiadomienia wszystkich członków wydziału o posiedzeniu gminnym. Jak fama głosi, laska ta czcigodna i zacna pamiątka urzedowania dawnych czasów, skończyła niefortunnie swój bogaty żywot na głowie pewnego krnąbnego "ojca" gminy podczas jednej gorącej debaty nad problemami gminy w starej, dziś juz nie istniejącej karczmie"U Starego Kuby" pod nr.22 na Przelaczy w Górnej Łomnej.
 


imageJako zmartychwstoł w Jabónkowie Rzehak
("Gawędziarz Cieszyński Józef Jeżowicz - autor Daniel Kadłubiec)
Jak pisze w dopisku Daniel Kadłubiec:
"Autorem kawału jest Holeczek, objektem zas Rzehak, nauczyciel i organista z Łomnej Górnej - Sałajki. Ów niefortunny stary kierownik z Sałajki, jak nazywa go, używając peryfrazy, K. Piegza w innym wariancie cieszyńskim, jest postacią autentyczną o nazwisku Ferdynand Rzehaczek."

Nó i takowe było. W Sałajce kiejsi kościoła nie było. Nó to jako mówiym do tego magnetofónu, to nie było. Potym jech już klucziskym wiynkszim był, wystawili kosciół. No i wystawili cmyntarz.
No a był tam jedyn naucziciel w tej Sałajce. Rzehak się nazywoł. Potym był uż aji za łorganiste. No a dzieci też mioł godnie, też go łuciskalo to, to, to. No tóż po wiesielach robił ty przedmowy potym jak pogrzeby były i to. No tóż tam cosi wypił, a jakówsika korónym też mu dali. A tak ludzióm tóż też załatwioł w Jabónkowie rozmaite sprawy w sóndzie, albo kigosi czechmana. No a autobus nie jeździł wtedy, bo to straszne kilometry ze Sałajki do Jabónkowa, tóż ludzie go pytali, aby tam to a to załatwił. Dali mu papióry, pinióndze i to. No tóż łun to tam załatwioł a ludzie zaś mu tam dowali za tóm łutropym.
No i też prziszeł, zalatwił to w sóndzie jakosika hned i do Buławy w Jabónkowie wloz, do hotela. Ja, tam tyn Holeczek był, tyn stolorz, widzóm nó - "Na witóm Was". Bo łón tam kiejsika tyn Holeczek ławki robił do szkoły do Sałajki. I znali się widzóm nó. Nó i tyn z tym furmanym, z kierym przijechoł, kapkym aji zmarzły prziszeł. A Holeczek hned zafundowoł liter zwarzónego wina. A pili. No tóż czynstowoł, czynstowoł. - "No tóż co tam nowego w Sałajce". Tyn mu tam łopowiadoł. Holeczek kozoł drugi, no, wypili drugi. Holeczek potym, aby go zguszic, rozkozoł borowicym na to. I borowica zrobiła swoje. No i tu psiokrynć jedna, tu sie zećmiło i mioł z jakimsi tym furmanym ze Sałajki sie zaś wiyść hore.  Ja tu ło furmanie nie było ani słychu. Furmón nie czakoł, pojechoł. No i: "Tóż panie majster co teraz? Tu ćma jako to będzie" - "Na panie Rzehak, na cóż sie tam bejecie starać. Na pójcie do mnie". I też tak zakludził go do tej stolarnie i to.
Nó i tak już usnył - tóż łu niego to było na dziynnym porzóndku. Łun aji siedzioł za to. Tróhłym drap towarziska i pod głowym mu tam posłali wyszi, i tam go włożili, świyczki pozrożygali, krziżyczek też, a wachujóm i to nó. Tak jak sie łopamiyntoł już jakosika po północy, tóż dyby aspóń myckym był zebroł, ale bez mycki przez łokno łuciyk. Z gołóm głowóm łuciekoł do Sałajki, widzóm no.